Przesympatyczne i wybitnie utalentowane siostry bliźniaczki są laureatkami kilku nagród zakończonego niedawno V Międzynarodowego Konkursu Duetów Fortepianowych w Białymstoku. Konkurs, odbywający się co trzy lata jest, jedną z dwóch cyklicznych imprez w Europie nastawionych na popularyzację gry na cztery ręce oraz w duecie. W tegorocznej edycji festiwalu wzięło udział aż 35 duetów fortepianowych z całego świata, tak więc konkurencja była bardzo duża. Oprócz III nagrody w konkursie dziewczęta zdobyły dwie inne nagrody: Rektora Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie oraz Filharmonii Kameralnej im. Witolda Lutosławskiego w Łomży.
Filharmonia Kameralna - mimo skromnych środków, jakie posiada na swą działalność - nie zapomina bowiem o wspieraniu i promowaniu młodych talentów. Jednym z przejawów takiej działalności jest wspomniana nagroda dla sióstr Sulkhanishvili oraz możliwość wspólnego koncertu Filharmonii Kameralnej i laureatek. Są one absolwentkami Paliashvili Tbilisi Georgian Music Gymnazia, a obecnie kontynuują naukę na pierwszym roku studiów Państwowego Konserwatorium w Tbilisi. Zdobyte w Białymstoku nagrody nie są pierwszymi i zapewne nie ostatnimi w ich dorobku – wcześniej były laureatkami wielu innych konkursów, między innymi w ojczystej Gruzji, Francji, Rosji i San Marino.
Czwartkowy koncert rozpoczął solowy występ Ani i Nia Sulkhanishvili. Jako pierwsza zabrzmiała jedna z najpopularniejszych kompozycji patrona Filharmonii Kameralnej, Witolda Lutosławskiego. Wariacje na temat Paganiniego, będące rozpisaną na dwa fortepiany transkrypcją Kaprysu nr 24 wirtuoza skrzypiec. Bogactwo zastosowanych w tym krótkim utworze technik wykonawczych, przeniesione przez Lutosławskiego na grunt współczesnej muzyki fortepianowej sprawia, że na wykonanie Wariacji… mogą się porwać tylko naprawdę biegli instrumentaliści. Jednak siostry Sulkhanishvili w olśniewającym stylu poradziły sobie z najeżoną trudnymi momentami partyturą, wzbudzając aplauz publiczności. Dodać należy, że zarówno Lutosławskiego, jak i drugi w kolejności Koncert ES – dur KV 365 na 2 fortepiany Wolfganga Amadeusza Mozarta, solistki zagrały bez nut. W trzyczęściowym dziele Mozarta
Ani i Nia wspierała już Filharmonia Kameralna im. Witolda Lutosławskiego p/d Janusza Przybylskiego. Okazało się, że słowa Ani Sulkhanishvili, iż Mozart jest ich ulubionym kompozytorem nie były tylko kurtuazją. Solistki, zachęcone niezwykle ciepłym przyjęciem łomżyńskiej publiczności dały iście wirtuozerski popis, imponując nie tylko wyobraźnią i umiejętnościami technicznymi, ale też niesamowitym zgraniem. Błyskotliwym dopełnieniem partii solistek była gra instrumentalistów Filharmonii Kameralnej.
- Siostry Sulkhanishvili to naprawdę utalentowane bliźniaczki – ocenia Janusz Przybylski. Jeżeli zważymy, ile one mają lat – przecież to są tak naprawdę dziewczęta, są studentkami pierwszego roku akademii. W związku z tym jest to naprawdę bardzo wysoka muzykalność.
Druga część inauguracyjnego koncertu stała na równie wysokim poziomie. Po przerwie Filharmonia Kameralna wykonała bowiem Symfonię Es-dur nr 91 kolejnego austriackiego kompozytora - Josepha Haydna. Utwór jakże odmienny od zagranego wcześniej dzieła Mozarta, w zgodnej opinii wielu muzyków i dyrygentów jeden z najtrudniejszych i zarazem najwybitniejszych utworów w dorobku Haydna. Łomżyńscy muzycy, pomimo skupienia się na technicznych niuansach Symfonii - skomplikowanej formalnie, będącej dowodem twórczych poszukiwań kompozytora- zagrali jednocześnie bardzo lekko, wręcz jakby bez wysiłku, co było szczególnie słyszalne w utrzymanym w średnim tempie Menuecie. Finał Symfonii zabrzmiał równie porywająco, co publiczność nagrodziła długą owacją.
- Jestem zdumiony postawą zespołu Filharmonii Kameralnej – ocenia Janusz Przybylski. Dyrektor Zarzycki niezwykle sprawnie układa programy – rozwojowe dla zespołu – przez co automatycznie podnosi poprzeczkę. Bo zagrać utwory muzyki klasycznej – Mozarta, Haydna – nie jest proste, szczególnie w tak małym zespole, w tak małej grupie ludzi. Do tego potrzebni są naprawdę bardzo, bardzo wybitni muzycy. I ku memu powtórnemu, pozytywnemu zdziwieniu, tacy muzycy są właśnie tutaj. Mówi się prowincja – ale ja zadaję pytanie: gdzie jest ta prowincja? Czy w Warszawie, gdzie koncerty bywają skandaliczne, na straszliwie niskim poziomie, czy w Łomży, gdzie orkiestra pracuje nadzwyczaj chętnie, niezwykle, oddając serce i wszystko co mają najlepszego? Jestem pełen podziwu i chwała im za to – gratuluję wszystkim. Ci ludzie nie grają dla pieniędzy, bo to jest śmieszne, co muzycy w Polsce, poza nielicznymi wyjątkami, zarabiają. Mówiąc szczerze – dziwię się, że muzycy w Polsce chcą jeszcze pracować za te żenujące pensje. Dlatego tym bardziej chwała tym ludziom, którzy chcą tutaj zostać, chcą tu pracować. Bo na pewno mieliby inne propozycje, przy takich możliwościach technicznych i artystycznych jakie posiadają. Naprawdę chapeau bas!
Wojciech Chamryk
Zdjęcia: Elżbieta Piasecka Chamryk