Liczna publiczność szczelnie wypełniająca salę koncertową łomżyńskiej Filharmonii była świadkiem wielkiego muzycznego wydarzenia. W dzień tak ważny dla Polaków zabrzmiała bowiem muzyka jednego z najwybitniejszych polskich kompozytorów, Fryderyka Chopina. Została ona wykonana w zupełnie nowych opracowaniach, autorstwa Filipa Wojciechowskiego i Bohdana Jarmołowicza.
Muzyka Chopina od dziesięcioleci inspirowała jazzmanów, którzy z mniejszym lub większym powodzeniem sięgali po jego kompozycje. Bliska była im ekspresja prezentowana przez Chopina pianistę oraz romantyczny i zarazem stricte polski charakter jego utworów, inspirowanych folklorem i muzyką ludową. Na tle wielu innych prób zmierzenia się z ponadczasowymi dokonaniami Chopina praca tria Wojciechowskiego jawi się jako dzieło na wskroś oryginalne. Jest to nowatorskie, jazzowe opracowanie mazurków, etiud i ballad genialnego kompozytora, uwzględniające zarazem jego autorską wizję całości.
– Niektórzy opracowują te utwory tak, że nie można ich rozpoznać – wyjaśnia Bohdan Jarmołowicz. – U nas te utwory są rozpoznawalne. Staraliśmy się nie zmieniać melodyki – trzeba było zmienić harmonie. Mam opanowaną harmonię jazzową . Ona daje podstawy, by cokolwiek aranżować. Bez jej znajomości nie napisałbym chyba ani jednej nutki. Ale staraliśmy się, żeby nie zatracić tego szopenowskiego ducha i jego pięknej melodyki.
Szacunek do dokonań Chopina połączony z chęcią odkrycia ich na nowo w zupełnie innych aranżacjach i opracowaniu były słyszalne od pierwszych minut koncertu, kiedy zabrzmiała Etiuda f-moll op. 25 nr 2. Było to porażające rozmachem niezwykłe połączenie dwóch muzycznych światów: klasyki i jazzu.
– To nie często spotykany mariaż orkiestry z jazzowym trio – potwierdza Bohdan Jarmołowicz. – W całości bardzo ładnie się to wszystko dopełnia – fortepian, sekcja rytmiczna i sekcja smyczków.
Perfekcyjną współpracę muzyków Filharmonii i trio Wojciechowskiego było też słychać w romantycznym Walcu Es-dur op. 18 i w rozpoczętej długą introdukcją smyczkową Etiudzie E-dur op. 10 nr 3. Filip Wojciechowski popisał się w tym utworze długą, zagraną bez towarzyszenia innych instrumentów partią solową. Był to dopiero początek muzycznych przeżyć i wzruszeń, które czekały publiczność. Okazało się bowiem, że pomimo tego, iż jazzmani często spoglądają w nuty, to w ich opracowaniach kompozycji Chopina nie zabraknie esencji jazzu – długich, rozbudowanych i urozmaiconych improwizacji.
– Elementem najbardziej istotnym, odróżniającym muzykę jazzową od innych gatunków muzyki jest improwizacja – wyjaśnia Jarmołowicz. – Improwizacja była tu najważniejszym elementem i to nie byle jaka, bo często z towarzyszeniem orkiestry.
Zamiłowanie muzyków jazzowego trio do improwizacji jeszcze bardziej dało znać o sobie w ostatnim utworze pierwszej części koncertu. Było to oszałamiające techniką nie tylko lidera, ale także kontrabasisty Pawła Pańty oraz perkusisty Cezarego Konrada Preludium B-dur Jana Sebastiana Bacha. Filip Wojciechowski pięknie wplótł w ten utwór partie brzmiące niczym żywiołowy ragtime.
Emocji i fantastycznych wrażeń nie brakowało również po przerwie. Zabrzmiały, między innymi, Preludium G-dur op. 28 nr 3 i Ballada g-moll op. 23. Momentami można było nawet odnieść wrażenie, że w trio Filipa Wojciechowskiego podział instrumentów na solowy i należące do sekcji rytmicznej jest czysto teoretyczny – nie brakowało licznych sytuacji, gdy na plan pierwszy wysuwała się fantastycznie brzmiąca perkusja Konrada czy ekspresyjne partie kontrabasu Pańty.
Kolejnym popisem samego trio było Rondo alla Turca Wolfganga Amadeusza Mozarta. Błyskotliwy podkład sekcji rytmicznej pozwolił soliście stworzyć z tego utworu małe arcydzieło, z mnogością nawiązań i subtelnych cytatów do klasycznych dzieł i mistrzów klawiatury. Warto przy okazji wspomnieć, że Filip Wojciechowski jest pianistą wszechstronnie wykształconym - jest laureatem konkursów pianistycznych, włącznie z nagrodą specjalną na XIII Międzynarodowym Konkursie Chopinowskim w Warszawie oraz licznych konkursów jazzowych.
To, że nie otrzymał tych nagród przypadkowo udowodnił już w następnym utworze – zjawiskowo wykonanym Nokturnie F-dur op. 15 nr 1. Jednak koncert miał też drugiego bohatera – Bohdana Jarmołowicza. Dyrygent pewnie i z wielkim wyczuciem jazzowych niuansów prowadził orkiestrę, czuwając, by partie poszczególnych instrumentalistów i solistów zabrzmiały w odpowiednich dla nich miejscach.
– Moją podstawową pracą jest praca dyrygenta – mówi Bohdan Jarmołowicz. – A moim hobby, które traktuję bardzo poważnie jest praca aranżera. Zawsze robiłem wiele takich programów jazzowych – sprawiały mi one ogromną przyjemność: praca nad tymi utworami, opracowywanie ich. Robię to na ogół na różne bandy i zestawy jazzowe, nie zawsze z towarzyszeniem orkiestry. Na przykład w ubiegłym roku przygotowałem taki specjalny program z orkiestrą symfoniczną i kwartetem jazzowym w związku z 80-leciem urodzin Krzysztofa Komedy. Bo bardzo lubię jazz. Słucham go nadal, wiem co się w jazzie dzieje. Mam bardzo dużą płytotekę jazzową. Czas nie pozwala mi na to, żeby czynnie występować jako pianista – trzeba ćwiczyć, a ja jestem bardzo zajęty i nie jestem w stanie poświęcić się codziennie fortepianowi. Ale oczywiście mam bardzo wiele takich koncertów jak ten, gdzie występuję jako dyrygent. Nawet nie zawsze jestem aranżerem tych utworów, jak w przypadku polskiego prawykonania bardzo ciekawego koncertu Seiferta na skrzypce i orkiestrę symfoniczną.
Koncert miał zakończyć Mazurek D-dur op. 33 nr 2, z długim, urozmaiconym popisem solowym perkusisty Cezarego Konrada. Jednak owacja na stojąco i żywiołowa reakcja publiczności sprawiły, że na bis usłyszeliśmy jeszcze medley fragmentów znanych kompozycji Ludwiga van Beethovena i Wolfganga Amadeusza Mozarta.
– Nazywam to żartem muzycznym na bis – wyjaśnia Filip Wojciechowski. – Było to połączenie jazzu nowoorleańskiego, ragtime’u, fragment V Symfonii Beethovena, koncert Mozarta KV 488 i Oda do radości – kilka takich cytatów wplotłem w ten utwór.
Było to perfekcyjne zakończenie wspaniałego koncertu. Koncertu, który – oprócz pięknej muzyki – dał zebranej publiczności możliwość uczestniczenia w czymś wyjątkowym i niepowtarzalnym.
– Ten gatunek jazzu, który prezentujemy nie jest trudny – podkreśla Bohdan Jarmołowicz. – Graliśmy już ten program wielokrotnie i był dobrze przyjmowany zarówno przez publiczność jazzową oraz normalną publiczność filharmoniczną, która akceptuje nasz sposób prezentacji Chopina. – Do tego podstawowym zadaniem każdego artysty jest prowadzenie także edukacji muzycznej - dzięki takim koncertom ludzi, którzy nie zawsze mają kontakt z muzyką wysokich lotów, można zachęcać do jej poznawania i częstszego odwiedzania filharmonii.
– Wszyscy się wspaniale rozumiemy, łącznie z dyrygentem, który jest oczywiście wspaniałym dyrygentem w zakresie wykonywania muzyki klasycznej, ale sam ma też korzenie jazzowe – grał w zespole jazzowym jako pianista, aranżował takie utwory – mówi Filip Wojciechowski. – Dlatego mamy takie porozumienie i gra nam się razem świetnie!
Wojciech Chamryk
Zdjęcia: Elżbieta Piasecka - Chamryk